wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 11

Dzisiejszy dzień był doskonały. Słońce świeciło, ptaki wykonywały swoje utwory, niebo niczym spokojny ocean. Nie było żadnej chmurki. Dookoła pachnąca trawa. Kwiaty, które przybierały kolory tęczy i on. Bialutki piesek ganiający za piłką, którą właśnie mu rzuciłam. Byłam sama z nim w domu. Neymar musiał wyjść na trening. Towarzyszyła mu siostra. Ja nie chciałam iść, bo musiałam uporać się z potworem każdego domu czyli kurzem. Marcela ze względu na urodziny przyjaciółki miała wolne. Co znaczyło, że nie będzie obiadu. Dlatego też postanowiłam przerwać zabawę z psiakiem, uporać się szybko z sprzątaniem i iść do sklepu po potrzebne rzeczy do dania, które na szczęście potrafiłam zrobić. Niecałą godzinę później mniej więcej dom bym ogarnięty. Przebrałam się z dresu w coś bardziej do wyjścia.


Pomalowałam szybko rzęsy i złapałam portfel, w którym miałam resztki swojej wypłaty. Upewniłam się, że Poker jest zamknięty w swoim ''wybiegu'' i wyszłam z domu. Miałam około dwóch godzin do przyjazdu rodzeństwa. Nie wiedziałam dokładnie gdzie jest sklep, więc spytałam o to jakąś kobietę, która wskazała mi odpowiednią drogę. Na szczęście trafiłam. Wzięłam wózek i chodziłam między regałami, na których znajdują się przerurzne produkty. Od zdrowych to tych mniej zalecanych. Kolorowe cukierki, czekoladki niemal do mnie mówią abym je zabrała do domu. Nie lubię słodyczy więc nie dałam się omamić. Kupiłam tylko rzeczy, które potrzebne mi są na obiad. Podeszłam do kasy i czekałam na swoją kolej, która w krótkim odstępie czasu nastąpiła. Zakupy kosztowały mniej niż 100 euro, więc sądzę, że nawet dobrze poszło. Wszystko włożyłam do torby. Odebrałam resztę i ładnie się żegnając wyszłam ze sklepu, udałam się do domu.. domu Neymara. Krok po kroku było coraz bliżej do celu. Przemierzałam Barcelonę nucąc pod nosem piosenkę, którą usłyszałam rano w radiu. Później zapytam Neymara czy zna jej tytuł. Słońce świeciło dziś bardzo mocno, podobała mi się taka pogoda. Musiałam przynajmniej na chwilę zamknąć oczy. Kurde! Mój fart jest taki, że na kogoś wpadłam. Jak zwykle chce dobrze a wychodzi na odwrót.
- Przepraszam Pana bardzo - uprzejmie przeprosiłam.
- Nic nie szko... - mężczyzna się odwrócił i spojrzał na mnie. Myślałam, że umrę. To On. - Alisa...  - przeciągnął moje imię - Maleńka co Ty tu robisz? Nie powinnaś być u Crisa? - i ten jego uśmiech. Jego lubiłam najbardziej. On jako jedyny nie bił. Kiedy tylko widział, że ktoś podnosi na mnie rękę to pomagał. Nie zmuszał. Rozumiał, że nie chciałam. Czasami mówił szefowi, że mnie zabiera na noc, a tak na prawdę wtedy dawał mi poczucie bezpieczeństwa, które mijało następnego dnia rano. Musiałam wtedy wracać do siebie, do Crisa i tych innych oblechów. Z nim mogłam pogadać jak, jak z bratem, którego nie miałam.
- Lucas? To na prawdę Ty?! - powiem szczerze, że zdziwiłam się jego osobą w tej części miasta. Posiadłość Crisa była daleko stąd, po drugiej stronie Barcelony.
- Tak to ja, ale co Ty tutaj robisz? - zapytał. - Cris nigdy by Cie nie pościł samej tak daleko.
- Nie musiał. - powiedziałam spokojnie. - Uciekłam. - oznajmiłam i powoli zaczynałam odchodzić. Lucas był chyba w szoku, bo stał dalej w tym samym miejscu, takiej samej pozycji. Dopiero po upływie kilku sekund, a moich kroków dobiegł do mnie.
- Jak to uciekłaś?! - oho.. przetworzył to co powiedziałam.
- Uciekłam. Normalnie uciekłam. Wyszłam i nie mam zamiaru wracać. - machnęłam rękami, wyminęłam chłopaka i tym razem już szybkim krokiem ruszyłam do domu. Lucas zaraz mnie dogonił.
- Już dobrze, mię denerwuj się maleńka. - objął mnie ramieniem. W takiej pozycji doszliśmy do domu. Nie powiem, tętniłam trochę za nim. Za znanym mi człowiekiem. Jest ode mnie tylko dwa lata starszy. Pamiętam, że kiedyś mi tłumaczył, że jest z rodziny Crisa. Nigdy bym nie powiedziała, że Lucas i Cris mają taką samą krew, która płynie w ich żyłach. Lucas jest taki opiekuńczy i miły, a Cris? Ale zapomnijmy już o nim.
- Tu teraz mieszkam. - wskazałam palcem na willę Neymara. Popatrzyłam na jego twarz. Oczy zrobiły się większe, brwi uniosły się ku górze. Usta otworzyły i ukazały proste białe zęby.
- Gdybyś mi nie powiedziała, że uciekłaś to bym stwierdził, że Cris chce się wydać za mąż. - zaśmiał się.
- Spokojnie, na razie nie mam ślubu w planach. - także się zaśmiałam. - Wejdziesz? Będę robiła obiad. - posłałam mu uśmiech.
- Nalegasz?
- Nelagam. Oj chodź! - zaprosiłam go gestem ręki. Weszliśmy na podwórko, a z niego do domu. Udaliśmy się do kuchni gdzie zostawiłam zakupy. Zaproponowałam mojemu gościowi herbatę, którą chwilę później postawiłam przed nim. Sama zabrałam się za przygotowywanie obiadu.

········································································

I jak może być?
Mi się osobiście nie podoba, ale może ktoś ma inne zdanie :D
Piszcie na dole co sądzicie, przypominam, że można anonimowo :P
Mam jeszcze jedną sprawę:
A mianowicie mam z przyjaciółkami bloga i fajnie by było gdyby
ktoś z Was chciał tam zajrzeć ;)

To tyle! 
Pa! <3

15 komentarzy:

  1. Rozdział, jak każdy inny, czyli rewelacyjny. Szkoda że tak mało Neymara, ale przeciesz opowiadanie nie kręci się tylko wokół jego osoby. Czekam na kolejny. ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Super <3 / ask.fm/rafabeckran19 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! :D Czekam na kolejny i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny ! Pisz szybciutko kolejny :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super
    Ciekawe co zrobi Ney gdy zobaczy Lusaca u niego w domu :3
    Pisz szybko kolejny

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, ale czuje coś że przez tego Lucasa będą kłopoty... Oj żebym się myliła.
    Czekam na kolejny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyżby Lucas coś namiesza ?
    Rozdział świetny
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. szybko dodawaj kolejny ;) czekam ;* w wolnej chwili zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojojoj.. Daj następny rozdział, proszę! Ciekawa jestem, czy Ney albo Rafa się wkurzą, że Alisa zaprosiła kolegę do domu.. No bo w końcu tak może być, co nie? xd Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! ;**

    OdpowiedzUsuń